Opłaty półkowe – zmiany nazewnictwa na przestrzeni lat
Od niemal 9 lat zajmuję się m.in. prowadzeniem postępowań sądowych o zwrot tzw. „opłat półkowych” (opłat za przyjęcie towaru do sprzedaży). Pomimo upływu lat sądy w dużej mierze nadal przyznają rację dostawcom w sporach z sieciami handlowymi i uznają pobierane z różnych tytułów opłaty za czyn nieuczciwej konkurencji. Dostawcy w ten sposób odzyskują przynajmniej część opłat zapłaconych za możliwość współpracy z sieciami. Dzisiaj chciałbym napisać o zmianach, jakie zaszły w nazewnictwie „opłat półkowych” na przestrzeni lat.
Gdy w 2006 r. tak naprawdę dostawcy zaczęli uświadamiać sobie, że „opłaty półkowe” można odzyskać, nazwy pobieranych przez sieci handlowe opłat były niezwykle zróżnicowane. Można było spotkać się jeszcze z takimi nazwami, jak „opłata za wejście”, „opłata wejściowa” itp., aczkolwiek takie nazwy już były wykreślane z umów (i to jest pierwsza zmiana w nazewnictwie „opłat półkowych”, jaką kojarzę). Dominowały natomiast opłaty za różnego rodzaju „usługi”, w tym marketingowe, logistyczne, za dodatkową ekspozycję itp. Jedna z większych sieci w tym czasie pobierała co miesiąc ok. 10 rodzajów opłat.
Następnie wiele sieci handlowych zaczęło bądź zmniejszać liczbę opłat (nie zmniejszając, oczywiście, wartości tych opłat) bądź zmieniać ich nazewnictwo.
Nie jest tajemnicą, że w jednym roku dany dostawca mógł być obciążany opłatą marketingową w wysokości np. 10%, a w kolejnym roku opłata marketingowa z umowy była wykreślana i zastępowała ją opłata z tytułu np. premii w tej samej wysokości. Co to oznacza? Jednym logicznym wnioskiem jest przyjęcie, że w takiej sytuacji nie jest istotna nazwa opłaty, a jedynie to, aby dostawca tę opłatę uiścił. W tej samej wysokości, choć pod zmienioną nazwą. Taka opłata nadal mogła być narzucona dostawcy i nadal dostawca w zamian za nią mógł nie otrzymywać żadnych realnych świadczeń. Ale opłata musiała pozostać. Według mnie świadczy to o jednym – takie opłaty są właśnie „opłatami półkowymi”, opłatami za samo to, że dostawca może współpracować z siecią handlową i sprzedawać jej swoje towary. Gdyby było inaczej, to w jakim celu zmieniano by nazwę opłaty?
Wiele razy zresztą słyszałem o sytuacjach, w których przedmiotem negocjacji rocznych nie była wysokość poszczególnych opłat, lecz ich suma. A rozdzielenie tej sumy na poszczególne opłaty było kwestią całkowicie wtórną. To zatem nie nazwa decydowała o rzeczywistym charakterze tej opłaty, a fakt jej narzucenia jako warunku prowadzenia współpracy.
Ostatnia jak na chwilę obecną zmiana w nazewnictwie opłat, to wprowadzenie różnego rodzaju „premii pieniężnych”, „bonusów” i „rabatów potransakcyjnych” itp. W wielu sieciach opłaty te istniały już wcześniej, ale dopiero w ostatnich latach zyskały na popularności wraz z rozpowszechnieniem argumentu, że tak nazwane opłaty stanowią „rabat”.
I tutaj dochodzimy do niezwykle ważnego momentu. W ostatnim czasie zarówno w umowach, jak i argumentacji sieci handlowych w toku postępowań sądowych dominuje twierdzenie, że opłaty z tytułu np. „premii pieniężnej” stanowią prawnie dopuszczalny „rabat”, a więc że nie są opłatami półkowymi. Według mnie przy ocenie „premii pieniężnej” i podobnych opłat często traci się z pola widzenia ich genezę. Gdyby bowiem sięgnąć do umów sprzed kilku lat, może okazać się, że albo „premia” zastąpiła inną kategorię opłat (np. opłatę za „usługi marketingowe”) albo też stała się workiem, do którego wrzucane były różne inne opłaty, jak np. w przypadku sieci, o której pisałem powyżej, że pobierała ok. 10 rodzajów opłat, a z czasem ich liczba zmniejszyła się do jednej, nazwanej oczywiście „premią pieniężną”. Czy taka opłata może być uznana za „rabat”? Według mnie – nie.
I według mnie, o czym pisałem m.in. na Infor.pl (http://mojafirma.infor.pl/biznes-finanse/717942,Zwrot-oplat-polkowych-nadal-mozliwy.html), decydujące znaczenie ma nie nazwa opłaty, która może być nazwana „rabatem” bądź „wynagrodzeniem za usługi”, lecz to, że opłata ta warunkuje możliwość współpracy z siecią handlową. I według mnie pobieranie takiej opłaty powinno zostać potraktowane jako czyn nieuczciwej konkurencji, co uprawnia dostawcę do dochodzenia jej zwrotu.